piątek, 6 stycznia 2017

RECENZJA: "Alfred i Ginewra", James Schuyler



Powracając do recenzowania książek, natrafiłam na propozycję zrecenzowania pozycji „Alfred i Ginewra”. I możecie mi wierzyć, cieszyłam się na nią niesamowicie. Kiedy przyszła – ta cieniutka lektura, pachnąca jeszcze drukarnią – byłam najszczęśliwszą osobą na świecie. Znów mogłam zacząć czytać. Znów mogłam być małolatą. A ostatnio strasznie mi tego brakowało!

Schuyler był amerykańskim poetą i laureatem Nagrody Pulitzera. Te dwie informacje już zapowiadają mi wyśmienitą lekturę. Dodatkowo był homoseksualizmem i cierpiał na chorobę dwubiegunową afektywną. Możecie się z tym nie zgadzać, natomiast według mnie osoby dotknięte dolegliwościami tego typu są wrażliwsze na świat i inaczej go odbierają. Niejednokrotnie pozwala im to wejść w skórę innego człowieka lepiej niż takiemu spieszącemu się wiecznie szarakowi. Ta umiejętność została zaprezentowana właśnie w „Alfredzie i Ginewrze”.

To mikropowieść. Książeczka jest tak cieniutka, że można pomylić ją z zeszytem. Jej okładka niewiele nam mówi, naprowadza nas jedynie na to, że treść będzie się zapętlać wokół dzieciaków. Po przeczytaniu kilku stron… łapiemy się za głowę. Tekst ma charakter pamiętnika, pewnego rodzaju zapisków z obserwacji. I to nie w stylu chociażby Lolity, gdzie narratorem jest mężczyzna. Tutaj narratorami są dzieci.
Całość to dialogi przeplatane są opisami sytuacji, listami do rodziców. Bardzo urocze, z brakującymi przecinkami, z typową dla dzieciaków logiką. Całość przypomina mi właśnie takie zapiski, nie muśnięte jeszcze ręką dorosłego człowieka. Czyste, chaotyczne, urocze.

Autor niesamowicie dobrze oddaje dziecięcą naturę. Pokazuje zabawy i rozmowy dzieci, które jeszcze nie poznały dorosłego świata. Pokazuje także ich rozterki i fakt, że mogą być one, tak jak dorośli, sprawcą cierpień drugiej osoby, jak i jej radościami.
Czytelnika może zdenerwować niedokładność językowa, ale jest to szczegół estetyczny, który łatwo można zrozumieć poprzez wczytanie się w fabułę i bohaterów. To jednak spory minus dla studenta filologii polskiej czy chociażby miłośnika idealnie przygotowanej pod wydanie prozy.

Minipowieść zdecydowanie polecam osobom zafascynowanym byciem dzieckiem. Nie udawajcie, że są wśród was tacy, którzy nie chcą wracać do tej słodko pachnącej beztroski. Mały smyk jest w każdym z nas, a Schuyler to udowadnia. Pokazuje, że bycie smarkatym jest fajne, ale jest tez tylko wstępem do dorosłego życia.
Niemniej jednak polecam wam cofnięcie sobie tych kilkunastu lat na jeden jesienny wieczór.

Za możliwość recenzji dziękuję Państwowemu Instytutowi Wydawniczemu.


I eKulturalnym

UDOSTĘPNIJ TEN POST

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Szablon stworzony przez Blokotka. Wszelkie prawa zastrzeżone.